Varyjant apaviadańnia na łacinicy
|
Apaviadańnie
Rodnamu horadu pryśviačajecca
- Ja tabie nie vieru, tele-telefon davieru, - chrypieła pylnaja radyjo, u niektrach jakoha znajšło svoj apošni prytułak nie adnoje pakaleńnie prusakoŭ, - ja tabie nikołi bolš nie pazvaniu! Patelefanavać u hetuju kvateru, sapraŭdy, było niemahčyma. Telefon daŭno adklučyłi z pryčyny viałikaj zapazyčanaści, a žyćcie, vidać, pakazała, što žychary nia majuć u im asabłivaj patreby. Pryzvyčaiłisia, napeŭna, abychodzicca biaz jaho, inakš by zapłaciłi. Čałaviek u brudnym, daŭno nia mytym adzieńni, vyjšaŭ z domu. Skazaŭ žoncy, što pojdzie vudzić rybu i navat, na samoj spravie, prychapiŭ vudu. Jana nia viedała, što jon prychapiŭ taksama z domu amal poŭnuju plašku harełki, jakaja, zdavałasia, nadziejna była joj ad jaho prychavana na svaje lekavyja patreby, ładzić kampresy chvorym naham. Kab žančyna daviedałasia pra heta, jana b, uzłavaŭšysia, vielmi mocna źbiła jaho, što darečy, rabiła ŭžo nia adnojčy, ale rabiła chutčej ad adčaju j biazvychodnaści svajho žyćcia ź im, čym majučy spadziavańni takim čynam advadzić jaho ad pjanstva. Pakinuŭšy kvateru, čałaviek syjšoŭ pa leśvicy nižej na dva pavierchi, spyniŭsia, vyciahnuŭ z kišeni butelku, adkarkavaŭ, pa-majstersku raskruciŭ, adkinuŭ hałavu i vyłiŭ źmieściva sabie ŭ rot. Prykłaŭ da vusnaŭ rukaŭ, hučna chaknuŭ. Uvieś truk zaniaŭ adnoje imhnieńnie. Usio. Ciapier, jak kažuć, što z’jeŭ – toje nie adnimuć. Pustuju butelku schavaŭ nazad u kišeniu, možna zdać. Jon vyjšaŭ z pad’jezdu z aptymistyčnym nastrojem. Dzień pačaŭsia davołi niadrenna. «Amatar rybnaj łoŭłi» zatrymaŭsia na hetym śviecie ŭžo dzieści za sorak hod. U apošnija hady niejak nieprykmietna prylapiłasia da jaho mianuška – Hnajok. Ińšy pałičyŭ by abraźłivaj, a jon nie. Tamu jak mieŭ filazofski skład rozumu. Da taho ž, ciapier nia zastałosia ludziej, chto b źviartaŭsia da jaho inakš. Jašče zusim niadaŭna pracavaŭ inžynieram na bujnym pradpryjemstvie. Kažuć, ščaśłiŭcy hadzin nia nazirajuć. Hnajok u tyja časy ščaśłivy nia byŭ, tamu jak žyŭ pa hadzinniku. Heta jaho vielmi pryhniatała. Pa hadzinniku - na abrydłuju pracu, pa hadzinniku – z pracy da abrydłaj siam’i, pa hadzinniku – futboł u televizary, pa hadzinniku adčyniajecca j začyniajecca krama. Heta ciahnułasia hadami paśla taho, jak skončyłasia dziacinstva, u jakim pa hadzinniku była tolki abrydłaja škoła. Tady zdavałasia, što darosłaja žyćcie pryniasie niejkuju svabodu, adnak, apynułasia naadvarot, usie žyćcie zrabiłasia «pa hadzinniku». Jen nie žadaŭ skarycca lesu i pačaŭ pastupova źmianiać svaje abrydłaja žyćcie. Była jašče pakuta. Hnajok pakutvaŭ ad uśviedamleńnia žorstkaj umovy isnavańnia ŭ hramadstvie, ad jakoj niama kudy było padziecca. Ad zaležnaści ad hrošaj. Jen adčuvaŭ, što pazbavicca hetaj niesvabody mahčyma tolki zrabiŭšysia niezaležnym ad hrošaj, što dało b mahčymasć razam z tym pazbavicca zaležnaści ad žyćcia pa hadzinniku. Hetaha było mahčyma dasiahnuć tolki ŭ dźvuch krajnich vypadakach: kałi nia mieć hrošaj zusim j abychodzicca, albo mieć takuju kolkasć, što nikołi nia skončacca. Apošniaja było niedasiahalnym, pieršaje – spać abkłaŭšysia kardonkami, zdabyvać ježu na śmietniku, stvarajučy kankurencyju varonam, katam dy sabakam u baraćbie za vyžyvańnie - taksama nia pryvabłivała. Tamu jak być maksymałistam u hetym pytańni nia atrymłivałasia, Hnajok byŭ vymušany iści na kampramis z žyćciem. Jen abmiežavaŭ svaju patrebu ŭ hrošach u asnoŭnym koštam plaški harełki ci macavanaha napoju. Ale žyćcio było niaščasłivym, zrazumieła, nie tolki z hetaj hrašovaj pryčyny. Kudy bolšuju pakutu jamu prynosiła ŭśviedamleńnie niedaskanałaści navakolnaha śvietu, u toj čas jak duša jaho prahnuła kab va ŭsim mieŭsia naležny paradak j spraviadłivasć. Jen razumieŭ, što rečaisnasć žorstkaja, niaspraviadłivaja i, kałi tak jesć, napeŭna, inakš być nia moža. Adnak, adniekul ža ŭ dušy zakładziena viedańnie j paniaćcie ab paradku dy spraviadłivaści. Duša pakutvała, harełka zdymała hetyja pakuty, vykonvała rolu anestezyi. Hnajok škadavaŭ svaju dušu j imknuŭsia ŭsio čaściej dy čaściej palahčać jaje pakuty. «Pa hadzinniku» ŭ žyćci zastałisia tolki vinavodačnyja kramy. Hetuju niepryjemnuju drobiaź jen žyćciu daravaŭ. Taksama svabodalubivuju naturu pryhniatała isnujučaja ŭ hramadstvie ahulnapryniataja miera chłusni. Jakoj treba było prytrymłivacca. U roznych žyćcievych vypadkach jana nazyvałasia pa-roznamu: vietłivaściu, akuratnaściu, upeŭnienaściu, razumnaściu, pavahaj, pośpiecham, ci jak-niebudź jašče. Ale zaŭsiedy heta było chłusniej – chłusniej sabie, chłusniej akružajučym j chłusniej akružajučych. Hnajok paźbiahaŭ iści ludnymi miescami, pa vułičnych chodnikach, staraŭsia bolej dvarami. Jamu byłi niepryjemny pozirki minakoŭ dy j traplać na vočy miłicyjantam ińšy raz nia chaciełasia. Chacia kročyŭ jen upeŭniena, nia chistajučysia. Jen zaŭsiody dobra adčuvaŭ tuju miažu svajho stanu, da jakoj achoŭniki pravaparadku pahrebujuć peckacca ab jaho dy pałičać za lepšaje, kab vałacuha sam syjšoŭ preč z davieranaha ŭčastku patrulavańnia. I kaniešnie ž, razumieŭ, u jakich miaścinach horadu možna biaz bojazi iści chistajučysia, a ŭ jakich, jamu lepiej nia z’jaŭlacca ŭvohule, navat cviarozamu. Dzieci, što hulali ŭ dvary, naściarožana pravodziłi vačyma sutułuju šeruju postać. Abyjšoŭ razłapisty kust, źviarnuŭ za vuhał abłasnoj bibłijateki. U zakutku za budynkam bibłijateki było vielmi zručnaja miesca, kab u pryciemku spraŭlać małuju patrebu. Narodnyja masy šyroka karystałisia hetym. Treba było tolki zatrymać dychańnie, bo ŭ śpiakotnaje nadvor’je hrebłivaha čałaviek mahło j zvanitavać ad tych mijazmaŭ, što zychodziłi ad ścienaŭ schovišča viedaŭ. Dalej šlach bolšaści minakoŭ pralahaŭ praz mohiłki. Zaraz jany byłi zrujnavany, tak što niekatoryja navat j nia zdahadvałisia, što pad pavierchniaj ziamłi lažać sotni mierćviakoŭ. Na hetym miescy zrabiłi park, u jakim znajšłosia miesca j niekalkim starym drevam, što byłi ŭ svoj čas śviedkami pachavańniaŭ. Žyvyja kłapaciłisia pra sabie, pakinuŭšy kłopat ab pamierłych samim pamierłym. Pomniki, płity raściahnułi na svaje patreby dy na pomniki novym hierojam novaha času, u honar jakich pierajmianoŭvałi vułicy. Ciapier padletki haniałi miač na łužajcy, maładyja matułi hulałi ź dziećmi, na łavach adpačyvałi staryja, viečarami źbirałasia moładź, nia viedaŭšaja, čym sabie zaniać. Aleja, prakładzienaja pa kaściach, vyvodziła da bujnoj haradskoj mahistrałi. Tudy Hnajku było nia treba. Jen viedaŭ ad svajoj maci pra kłady j tamu nia lubiŭ byvać tut, jak i ŭvohule nia lubiŭ byvać na kładach, chiba što ŭviečaru, z nahody praktyčnaj karyści, kałi ad moładzi zastavałisia pustyja butelki. Ad bibłijateki Hnajok nakiravaŭsia ŭ roŭ. Krutaja vułačka padviała jaho da draŭlanaj leśvicy. Heta byŭ adzin z uvachodaŭ u carstva pryvatnaha sektaru, jaki sučasnaja zabudova pastupova vyciaśniała ŭ rvy dy na ŭskrainy. Na schonach rovu ŭ zielaninie sadoŭ chavałisia adna- j dvuchpaviarchovyja damki, pa bakach vuzkich zavułkaŭ, što zhubili svaje pačatki dy zakančeńni paŭstahoddzia tamu, tyrčełi z ziamłi iržavyja vadapravodnyja kałonki. Zvyčajna, takija zavułki mieli nazvy revalucyjnych miesiacaŭ j numary, zbłytanyja zaraz, nakštałt Druhi lutaŭski albo Piaty kastryčnicki, bo zavułkaŭ było šmat, a revalucyjnych miesiacaŭ, na ščaście, vydałasia ŭsio ž niekalki mieniej. Niečakana dla sabie možna było sustreć zavułak nazvany ŭ honar jakoha-niebudź suśvietna viadomaha kampazytara, Bacha albo Mocarta, jakich ŭłada taksama ścipła šanavała. Pa dnu rovu praciakała nieviałikaja rečka. Naviersie byŭ šumłivy horad z šyrokimi vułicami, praśpiektami, hramadskim transpartam, šmatpaviarchovymi kamiennymi budynkami, a tut, unizie było zacišna, panavaŭ zusim ińšy temp žyćcia. Častka damoŭ užo šmat hod była pakinutaja, jany stajałi z prałamanymi dachami, z zabitymi doškami voknami. U harodach parasło pustazielle. Kala ińšych koŭzałisia dzieci ŭ brudnym adzieńni, na viaroŭkach sušyłasia białizna. Tam žychary jašče praciahvałi isnavańnie. Zredku, prybłizna adzin na dva dziesiatki, sustrakałisia damy za dobrymi muravanymi aharodžami z cehły, krytyja mietałačarapicaj, sa škłopakietami ŭ voknach, z abaviazkovaj spadarožnikavaj antenaj-talerkaj na dachu dy adnoj albo niekalkimi ińšamarkami ŭ dvary. Ich žychary namahałisia rabić svajo isnavańnie padobnym da žyćcia. Tut u rovie, jašče ŭ pačatku viasny, Hnajok paznajemiŭsia z niezvyčajnym čałaviekam. Taho kłikałi Piatrom Dziam’janavičam. Jen byŭ nie padobny da ińšych pjanic. Dakładniej, nia paznajemiŭsia, a paznaŭ u im byłoha adnakłasnika, ź jakim nia bačyŭsia bolej za dva dziasiatki hadoŭ, tak by mović, paznajemiŭsia nanava. Uvohule, jen, miž ińšym, nia byŭ da kanca ŭpeŭnieny, što heta mienavita były školny tavaryš, tamu jak znachodziŭsia pad čas znajemstva ŭ dobrym paditku. Ale toj nastolki ŭpeŭniena dy pierakanaŭča paprakaŭ jaho za adsutnasć na viečarach sustreč vypusknikoŭ, uzhadvaŭ niejkija admietnyja vypadki sa školnaha žyćcia, što Hnajok mižvołi zhadziŭsia pryznać u im siabra dziacinstva. Niezvyčajnasć spravy stvarałasia tym, što Piatro Dziam’janavič zajmaŭ značnaju pasadu ŭ abłvykankamie. Jen byŭ zaŭsiedy apranuty ŭ dobry čysty (z pačatku) kaścium-trojku, častavaŭ dobrymi cyharetami, mieŭ vielmi samavity vyhlad. Hnajku padabałisia pačatak i siaredzina sumiesnaha raśpićcia ź im. A voś zakančeńnie zusim nia padabałasia. U viałikaha čynoŭnika zaŭždy vadzilisia hrošy j tamu zaŭsiedy piłi za jaho košt. Jen abiacaŭ lehka vyrašyć luboja składanaja pytańnie nakont budaŭnictva žylla, atrymańnia biespracentnaj ssudy ŭ banku, uładkavańnia na dobruju pracu ci nabyćcia jakoj-niebudź rečy pa canie vytvorcy, značna nižejšaj, čym u kramie. Zrazumieła, na samoj spravie, nikołi nia strymłivaŭ abiacańniaŭ i nia ŭzhadvaŭ u svaim zvyčajnym žyćci pra tych ałkašoŭ, kamu ich ščodra razdavaŭ. Ale čuć hetyja abiacańni j zapeŭnivańni ŭ svaich mocnych mahčymaściach z vusnaŭ značnaj asoby, z jakim sieńnia pješ z adnoj plaški, a nazaŭtra možaš pabačyć jaho ŭ miascovych telenavinach, usie roŭna, było Hnajku pryjemna. Spačatku Pietr Dziam’janavič vieŭ razumnyja razmovy, moh dać karysnuju paradu, ad jaho Hnajok daviedvaŭsia šmat ab čym cikavym. A potym, apaśla pryniaćcia peŭnaj krytyčnaj dozy, jen nieadkładna prymaŭsia zdymać nervovaja napružańnie ad svajej ciažkaj dziaržaŭnaj pracy. Mienavita za hetym jen, ułasna kažučy, raz-druhi na miesiac j spuskaŭsia ŭ roŭ, šukajučy vypadkovych sabutelnikaŭ albo napivajučysia ŭ adzinocie - dziela atrymańnia nervovaj razradki. Tady jen pačynaŭ sabie dziŭna pavodzić. I chacia Hnajok rabiŭsia pad uzdziejańniem śpirtnoha vielmi talerantnym, navat adčuvaŭ jednasć z maci-pryrodaj i adčuvaŭ sabie hramadzianinam śvietu, pačynaŭ stavicca z razumieńniem da ŭsiaho na śviecie, i, zdavałasia, byŭ zdolny ŭśviadomić dy asensavać što chočaš, jamu, usio ž, nia padabałasia heta. Jen nia razumieŭ składanaha psichafizijalahičnaha miechanizmu dasiahnieńnia Piatrom Dziam’janavičam dušeŭnaha spakoju dy raŭnavahi. Asabłiva źniešnich prajavaŭ, što supravadžali hety praces, jakija, jak vynikała sa słovaŭ adkaznaha supracoŭnika, byłi nieabchodnyja i biaz ich anijak nia mahčyma było abyjscisia. Skančałasia zvyčajna ŭsio zaŭsiedy prykładna adnolkava. Tak, apošnim razam, kałi Piatra Dziam’janaviča zatrymłivaŭ narad miłicyjantaŭ, jen apantana zajmaŭsia ananizmam pierad čarvivym trupam zdochšaha badziažnaha sabaki. U toj dzień jany lehkadumna ŭładkavałisia ŭ zaraściach chmyźniaku nad schonam rovu, nasuprać hatelu, u dźvuch krokach ad adnoj z hałoŭnych vułic horadu. Na pieršy pohlad pamyłkova zdałosia, što miesca biaśpiečnaja. Adnak, vyjaviłasia, što j siudy zachažvajuć miłicejskija patrułi. Hnajok tady paśpieŭ schavacca. Jamu ŭ takich vypadkach zaŭždy było vielmi soramna. Za Piatra Dziam’janaviča. Jamu čamuści zdavałasia, što kab tak sabie pavodziŭ jaki zvyčajny pjanica, dyk toje jašče ničoha. Kožny šaleje pa svojmu. Ale, pry jaho značnaj abłvykankamaŭskaj pasadzie, što nie kažy, a soramna. Hnajok adčuvaŭ niejkaju častku viny za jaho pavodziny j na sabie, za toje, što pierad hetym piŭ razam ź im. Heta pačućcie soramu niepryjemna afarboŭvała ciažkaja pachmielle nastupnaha dnia. Z hetaj nahody Hnajok mieŭ padvojenaju prahu jak maha chutčej ablehčyć svaje ranišnije pakuty. Tady, sa škadavańniem, što pry ŭsiej svajej ščodraści Pietr Dziam’janavič nia pakinuŭ jamu hrošaj na apachmiełku, jen vypraŭlaŭsia na pošuki. Zaraz było b vielmi darečy sustreć hetaha školnaha siabra - pradstaunika ŭłady. Jen adčuvaŭ, što paśla ŭžytaj amal poŭnaj butelki, za pavodziny Piatra Dziam’janaviča ŭžo nia budzie tak soramna, jak kałi pačynaješ razam ź im. A dadać vielmi chaciełasia. Chacia za ŭvieś čas ciapierašnieha znajemstva Hnajku davodziłasia vypivać ź im razy čatyry, nia bolej, tamu imaviernasć takoj sustrečy była niaznačnaj. Da taho ž, dva razy Pietr Dziam’janavič damaŭlaŭsia ź im ab nastupnych sustrečach sam zahadzia, aryjentujučysia pa admietnych kalandarnych datach – nazaŭtra apaśla pravasłaŭnaha viałikadnia, na druhi dzień apaśla pieršaha maja. A voś u apošni raz nia paśpieŭ. Pieraškodziła niečakanaja ŭmiašalnictva miłicyjantaŭ. I tolki raz, heta byŭ nastupny paśla pieršaha znajemstva, sustreča adbyłasia vypadkova. Na hetkaje raptoŭnaje spatkańnie Hnajok spadziavaŭsia j zaraz. Ale, da jaho viałikaha zasmučeńnia, sustreŭsia zusim ińšy čałaviek. Jen zaŭsiedy vykłikaŭ u Hnajka niepryjaznyje pačućci za svaju schilnasć nadavać sabie značnaści, asabłiva, kałi paddasć, j uvohule, za toje, što byŭ prydurkam. Zvyčajna jen pačynaŭ raspaviadać pra svajho brata, što niekałi vajavaŭ u Aŭhanistanie j byŭ paranieny. Jen raspaviadaŭ tak, jak byccam sam tam byŭ, nastolki krasamoŭna j upeŭniena, što vierahodna bratu-aŭhancu samomu było b vielmi cikava jaho pasłuchać. Raspalajučysia ad svaich raspoviadaŭ usio bolš j bolš, jen užo amal pačynaŭ razryvać kašulu na hrudziach, davodziačy sabutelnikam, «jakija rabiaty tam byłi», aŭtarytetna spračacca ab taktyčnych asabłivaściach viadzieńnia bajavych dziejańniaŭ u harystaj miascovaści, daśviedčana razvažać pra mocnyja j słabyja baki zbroi dy vajskovaj techniki, što tam vykarystoŭvałasia. Nie daj boža było jamu zapiarečyć. Tamu, nia dziŭna, što kałi adnojčy niechta z siabroŭ pa stakanu pačaŭ sćviardžać, što brat-hieroj na samoj ta spravie ŭžo kolki hod navat nia žadaje bačycca z apuściŭšymsia svajakom, a jamu toje było viadoma dakładna, znaŭca aŭhanskaj vajny kinuŭsia ŭ bojku j ledź nia zadušyŭ jaho. Ińšym razam, jak adnojčy zakanamierna-vypadkova sustreŭšysia, u haradskim parku, utroch prapuściłi pa pieršaj, hety prydurak demanstraciŭna vyciahnuŭ papierny skrutak z biełym paraškom. Maŭlaŭ, hladzi siudy, pravincyja. Dastaŭ, bo maju suviazi z patrebnymi ludźmi. Vam tak nia žyć. Vysypaŭ parašok na dałoń, niadbajna zrabiŭ «darožku». Horda zirnuŭšy na prysutnych, uciahnuŭ jaho nosam j zapeŭniŭ, što zaraz budzie «prychod», a pad vadziaru ŭstaŭlaje tak, što zusim «poŭny ŭlet». Sprabavaŭ užo nia adnojčy. Tady ich usich, razam z prydurkam j ź jaho paraškom, u parku paviazałi. Na ščaście, potym vyśvietłiłasia, što parašok byŭ zvyčajnym pralnym paraškom. Pry ŭsim niežadańni Hnajka zaraz «tusavacca» z prydurkam, była abstavina, jakaja pieravažała hetaja niežadańnie. Brat «aŭhanca» mieŭ siońnia hrošy. Napeŭna adniaŭ u padletkaŭ u svaim dvary albo skraŭ u cieščy. Ich amal chapała na butelku biełaj. Pierspiektyva vielmi zamanłivaja. Nieabchodnuju kolkasć drobiazi moh dadać Hnajok, pašukaŭšy ŭ kišeniach. A potym «meknuć» pa-chutkamu, dy razyjścisia – voś j vyrašeńnie prablemy. Kab prydurak tolki nie pryčapiŭsia sa svaimi naviaźłivymi razmovami. Padniałisia z rovu na praśpiekt. Vyrašyłi, što brać pojdzie Hnajok, tamu što prydurak užo davołi nie tryvała stajaŭ na nahach i, da taho ž, byŭ u vielmi brudnaj vopratcy, bo dahetul padaŭ niekalki razoŭ. Chviłinu pavahaŭšysia, jen addaŭ Hnajku hrošy i zastaŭsia čakać kala kramy. U vinavodačnym addziele była nieviałikaja čarha, čałaviek piać-šesć. Narešcie, praz niekalki chviłin Hnajok nieciarpłiva praciahnuŭ hrošy – kipku drobnych kupiuraŭ, chrypata vymaviŭ: - Vodku. Jemkaja handlarka zmieryła ciažkim pozirkam jaho, praciahnutyja im źmiatyja hrošy, nie chavajučy svajoj ahidy da ałkahołika, naŭmysna zdziekłiva ŭdakładniła: - Z zakrutkaj? - Nie, zvyčajnuju. Hnajku zachaciełasia zaraz, chacia b nasupierak jej, adkazać: «Tak, kaniešnie», ale na butelku z zakrutkaj hetych hrošaj usie adno nie chapała i mizantropka za pryłaŭkam heta vydatna razumieła. - Što jašče? – z prynižajučaj pakupnika vietłivaściu zapytałasia jana. - Usio. Pakłaŭšy butelku ŭ kišeniu, Hnajok nakiravaŭsia da vychadu, ale raptam spyniŭsia. Zzadu niezadavolena zaburčeła tłustaja cietka z torbami ŭ abiedźvuch rukach, što ledź nie nalacieła na jaho. «A viedz ža abaviazkova pryčepicca sa svaimi razmovami!» - padumaŭ jon. Butelka była ŭ jaho, adčuvalna adciahvała kišeniu. Čamuści vielmi nie chaciełasia viartacca da prydurka. Na što jon jamu ciapier? Ale ž jen tam zvonku čakaje… U dušnym zastajałym ciažkim pavietry tarhovaj załi, prasiaknutym raznastajnymi pachami charčovych praduktaŭ, adniekul z’javiłasia śviežaja płyń. Hnajok paviarnuŭ hałavu ŭ toj bok. Ubačyŭ, što adčyniłi dzviery ŭ kałidor, pa jakim hruzčyki z vułicy zaciahvałi ŭ kramu pradukty. Heta byŭ vychad na druhi bok budynku, u dvor. Usiaho jakich dziesiać krokaŭ. Heta było vyjście. Rašeńnie pryjšło imhnienna. Jen nakiravaŭsia tudy. Prachodziačy pa kałidory, zaŭvažyŭ, jak u bakavoj padsobcy kala skryniaŭ hruzčyk hulłiva ciskaje pradaŭščycu. Taja, paviskvajučy, viasioła łupić nachabnika pa rukach. Jany, napeŭna, navat j nia ŭbačyłi Hnajka, što prašmyhnuŭ, jak cień. Usio! Jon na vołi. Z butelkaj biełaj. A prydurak na praśpiekcie niachaj čakaje. Jon j tak u «dobrym» stanie. Kaniešnie było b ciapier niepryjemna sustrakać jaho ŭ budučym. Takija ŭčynki zvyčajna nia darujuć. Lepiej, napeŭna, upuścić z ruk na asfalt poŭnuju sietku z «buchłom», nabytym kampanijaj na apošnija hrošy. Nia tak krepka pab’juć. A moža prydurkavaty zasnie na łavie, kala kramy j ničoha ŭvohule nie pryhadaje pra sieńniašni dzień. A moža nia sieńnia – zaŭtra adab’juć jamu hałavu, z jaho charaktaram heta chutka. Dy što tam dumać, pajšoŭ jon kudy padalej! Zrešty, Hnajok nia źbiraŭsia padtrymłivać z hetym prydurkam jakija-niebudź znosiny ŭ dalejšym. A kałi dzie sustreniecca, kałi budzie pamiatać pra ašukanstva j palezie raźbiracca, dyk atrymaje pa pysie. Hnajok, aščadna pryciskajučy ŭ kišeni rukoj błiskuča zdabytuju butelku, znoŭ nakiravaŭsia ŭ roŭ. Ciapier nieabchodnasć u Piatry Dziam’janavičy, albo ŭ jakim ińšym ludskim asiaroddzi, adpadała sama pa sabie. Jon utulna ŭładkavaŭsia na bierazie rečki. Praŭda, užo pobač była davołi ažyŭlenaja vułica, što pierasiakała roŭ, isnavała ryzyka trapić na vočy miłicyjantam. Ale znachodłivy Hnajok raskłaŭ vudu, znajšoŭ u svajoj torbie pałietylenavy pakiet, a ŭ im chlebny miakiš. Zastaŭsia jašče z prošłaha razu. Kałi što - jen rybak, prachodź mima, nia čapaj. Chutka adpiŭ z butelki, znoŭ schavaŭ jaje. Było kuryć. Zrabiłasia dobra. Našto jamu, spytacca, jakaja kampanija? Ź imi tolki trapiš abaviazkova ŭ jakija-niebudź niepryjemnyja pryhody. Jon zakinuŭ vudu, tak, dla paradku, nia spadziajučysia ni na što. Adkul u hetaj kanavie voźmiecca ryba? Da taho ž pobač na mietałičnam piešachodnam mastku mocna hrukajuć nahami pa nascile hulajučyja murzatyja dzieci-biesianiaty. Ale, nie prajšło chviłiny – klunuła. Hnajok padsiok, vyciahnuŭ. Ładnaja! Nastroj zrabiŭsia jašče lepšym. «Zaniasu žoncy, moža miehiera nie budzie tak złavać» - padumaŭ jon. Zakinuŭ znoŭ. «Hetu spravu patrebna spyrsnuć!». Nie paśpieŭ adarvacca ad plaški, jašče kluje! Ledź nie papiarchnuŭsia. Padsiok, vyciahnuŭ. - Ech! Pajšła farel! – uzradvaŭsia Hnajok. Praz niekalki chviłin jon złaviŭ trecciaju. Potym jašče dźvuch, troški mialčejšych, zatoje amal adrazu adnu za druhoj. Rybin składaŭ u pakiet. Za kožny zdabyty trafej uznaharodžvaŭ sabie viałikim hłytkom harełki. Sapraŭdy, rybałka ŭdałasia! Soniejka pryhravała račny bieražok, pjanieńkaha ščaśłivaha Hnajka na im.
* * *
- Fu, jak śmiardzić! – staršyna z nakinutym na plečy biełym chałatam, skryviŭšysia ad ahidy, dastaŭ z jačejki na pałicy pakiet, - moža vykinuć, ha? - Nie, my pavinny viarnuć usie rečy, - skryviŭ rot złosnaj uśmieškaj jaho kaleha. - Ale ž, paniuchaj! Adrazu zvanituje! - Nie, dziakuj! – adchisnuŭsia toj, - Što ž ty čakaŭ, bla, takaja śpiakota staić! Addadzim, niachaj sam vykidaje. A to, moža jašče z’jesć! Miłicyjanty hučna zarahatałi ŭdałamu žartu. U pakojčyk pryviałi pamiataha sanłivaha Hnajka. Jon ščuryŭsia na śviatło, što prabivałasia skroź brudnaje škło nieviałikaha vakienca. Zvonku jano było ŭmacavana iržavymi kratami z ablezłaj farbaj. - Pracuješ dzie? - Nidzie, - pachmurna praburčeŭ jon u adkaz. - Pry im voś, daviedka była, što časova biezpracoŭny, staić na ŭłiku ŭ słužbie zaniataści. - Raspładziłasia vas tuniejadcaŭ! Značyć, tudy paviedamim… Hnajku viarnułi jaho vopratku, vudu, hrebłiva praciahnułi pakiet z ułovam. Rybiny z nałitymi kryvioj vačyma valałisia ŭ naciekšaj ź ich brudnaj žyžcy karyčniavataha koleru. Da scienak pakietu tam-siam prylapiłasia łuska. - Vybačaj, chaładzilniku ŭ nas tut niama. Nie praduhledžana, – ździekłiva paśmichnuŭsia Hnajku ŭ tvar staršyna na raźvitańnie.
Niebaraka vyjšaŭ z pamiaškańnia. Pastajaŭ na vuzkim chodniku. Pahladzieŭ u adzin bok – vułica kruta ŭzdymałasia ŭhoru, naviersie na pierakryžavańni snavałi aŭtamabiłi, niekudy śpiašałisia niečym zakłapočanyja ludzi, vidnieŭsia vuhłavy budynak sa styłizavanaj pad zamkavaju starynu zubčataj viežaj naviersie; pahladzieŭ u druhi bok – vułica źbiahała ŭniz da masta na samaje dno rovu. Niedaleka adsiul było toje «rybnaje» miesca, dzie jaho i padabrałi ŭčora. Nieviałikija damki prystupkami maściłisia ŭzdoŭž vułicy, što nadavała joj padabienstva z vułicaj jakoha-niebudź partovaha paŭdnievaha haradku, viadučaj z hary da havani. Ale jana viała ŭ roŭ, a na supraćlehłym baku taksama kruta vybirałasia ź jaho. Niekałi, u byłyja časy pa joj jezdiłi da stałicy, zaraz tyje časy minułi, vułica, pieratvaryŭšysia ŭ adnu z šerahovych haradskich vułic, straciła admysłovuju histaryčnuju nazvu, a taja stałica akazałasia stałicaj ińšaj dziaržavy. Ciapier vułica nasia imia čałavieka, jakomu ŭ adnym z horadskich parkaŭ byŭ ustalavany pomnik-abełisk, skradzieny z tych samych zrujnavanych starych mohiłak. Stojačy na paŭhary, Hnajok vyrašaŭ, u jaki bok pajsci. Usie dovady rozumu j pačućciaŭ, zrazumieła, ciahnułi ŭ roŭ. Ale paśla abudžeńnia ŭ miedvyćviaroźniku, u dušy ŭźnikła mocnaja kryŭda na ŭsich i na ŭsio: na śpiakotnaja nadvor’je, na vytvorcaŭ harełki, na žonku, na sabutelnikaŭ, na dziaciej-biesianiat, što ŭčora korčyłi jamu rožy z mastka, na miantoŭ. Asabłiva na miantoŭ. Navat nie za toje, što paviedamiać u słužbu zaniatasci i heta adab’jecca na atrymańni pasobija, a za pratuchły ŭłoŭ. Učora heta byŭ jaho pośpiech, vianiec udałaha dniu. Ciapier usio źniščana. Žyćcio suprać jaho. Iznoŭ, jak zaŭsiody, pieramahło. Hetym razam rukami miłicyjantaŭ. Hnajok rašuča pakročyŭ uhoru, da centralnaj vułicy. Jon žadaŭ adpomścić žyćciu za kryŭdu. Plan, jakim čynam heta zrabić, jašče kančatkova nia skłaŭsia, adnak, adzinaja dumka ŭžo šturchała jaho mienavita tudy. Hnajok spadziavaŭsia na dziejsnuju dapamohu Piatra Dziam’janaviča. Kałi jon nie znajšoŭ jaho ŭ rovie, dyk značyć sustrenie tam, u centry horadu. Jon raźłičvaŭ, što budzie iści pa vułicy, a Pietr Dziam’janavič, jak raz, prajezdžajučy na svajoj słužbovaj «Volvie», ubačyć jaho praz taniravanaja škło, abaviazkova paznaje, zahadaje kiroŭcy spynicca, zaprosić da sabie, vysłuchaje skarhu, abaronić ad miantoŭ, ad žonki, ad usich niedabrazyčłiŭcaŭ i dapamoža školnamu siabru. A ryba ŭ pakiecie budzie dokazam kryŭdy. «Chrenavy rataŭniki! – łajaŭsia ŭ dumkach razzłavany Hnajok, - Ad kaho jany ŭsie sprabujuć mianie ratavać?! Ad samoha siabie?!». Jon kročyŭ napierad. Jon mieŭ akreślenuju metu. Hnajok, nia spyniajučysia, nia pahladzieŭšy pa bakach, rušyŭ cieraz vułicu pa pierachodzie. Kiroŭca stareńkaha aŭtobusu «harmoški» byŭ vymušany niečakana tarmazić, kab paźbiehnuć najezdu, u salonie pasažyry papadałi adno na adnaho. Hnajok navat nia paviarnuŭ hałavy na šalonyja praklony. Jon išoŭ napierad, łitaralna łamiŭsia praz natoŭp, dzie chodnik mieŭ niedastatkova šyryni druhi raz krepka stukaŭsia plačyma z sustrečnymi minakami, kałi nie davałi darohu. Tyje vielmi złavałi na ałkaša. Hnajok staraŭsia trymacca błižej da prajezdžaj častki, kab Pietr Dziam’janavič nia prahledziŭ jaho. Prajšoŭ kvartał. Z pravaha boku danieśłisia pachi śviežaj vypiečki, tam niedzie mieściŭsia chlebazavod. Nasuprać – firmovaja harełačnaja krama. Hnajok na chviłinu spyniŭsia. Jon, napeŭna, chacieŭ jeści, a moža j nie. Jon tolki cvierda adčuvaŭ adnoje, što paśla abudžeńnia ŭ vyćviaroźniku zrabiŭsia ińšym čałaviekam. Nibyta vytrymaŭ viałizarniejšuju pakutu i ciapier užo ŭsio stałasia abyjakava, niaistotna. Ciapier zastałosia tolki dačakacca nieminučaj pomsty za pryčenienuju jamu žyćciom kryŭdu. Razvažać nia atrymłivałasia dy j nie było ab čym. U nastupnym kvartale łinija zabudovy adsunułasia daloka ad vułicy. Łipki, z abkarnanym hallom, što stajałi ŭzdoŭž jaje, amal nie davałi cieniu, nia ŭratoŭvałi ad śpiakoty. Tut jamu nieadnojčy, asabłiva ŭviečaru, davodziłasia nazirać, jak kiroŭcy autamabilaŭ spyniajucca pobač z idučymi pa vułicy dziaŭčynami, nia inakš, paznaŭšy znajemych, tyje pierakidvajucca niekalkimi słovami i, uzradavanyja, chucieńka zaskokvajuć u salon. Mienavita taki miechanizm spatkańnia z Piatrom Dziam’janavičam jon i razhladaŭ prymalna da siabie. Kaniešnie ž, spatkańnia krychu z ińšaj metaj, čym u aŭtadziaŭčyn z aŭtachłopcami. Sonca z nieba ščodra, zvyš miery, łiło ciapło na ziamlu, staranna adprocoŭvajučy za minułuju doŭhuju sciudzionuju zimu. Zaraz by spynić hety zdziek nad saboj, pajsci ŭbok, preč ad hetaha čornaha asfaltavaha piekła z ravučymi čerciami-mašynami, u park. Tam zavałicca na łaŭku, a pobač ź joj moža adšukajecca pakinutaja niekim butelka z niedapitym pivam. Ale nie, treba iści. Zaraz heta adzinaje, što maje sens j značnasć. Hnajok nakiravaŭsia dalej. Nasuprać univiermahu ścisnuty vuzkim chodnikam natoŭp minakoŭ znoŭ zrabiŭsia vielmi ščylnym. Adnak byŭ i stanoŭčy momant: viałiki šery budynak adkidaŭ cień, i tut panavała prachałoda. Paboleła žančyn j dziaŭčyn. Haradskija pryhažuni z zakłapočanym vyhladam śpiašałisia pa značnych spravach. Sens ich isnavańnia składaŭsia z pracesu biaskoncaha vybaru dy pierahladu asartymentu addzieńnia kitajska-tureckaj vytvorčaści na kirmašy, u jaki kožnyja šesć dzion na tydzień pieratvaraŭsia miascovy stadyjon. Kab było nia soramna pierad siabroŭkami, kab było ŭ čym pajści na stadyjon-kirmaš druhim razam za nastupnym nabytkam. U ińšy čas Hnajok moh by parazvažać pra toje, što, prynamsi, heta dobra kałi ludzi majuć choć u niečym choć jaki-niebudź vybar. Ale zaraz jon nia dazvalaŭ siabie adchilacca ad asnoŭnaj mety navat na chviłinu. Hipiertrafiravanaje pačućcie kryŭdy, žadańnie pomsty achapiła ŭsiu jaho asobu, całkam padparadkavała sabie razburany rozum. Vułica zahibałasia, scieny budynkaŭ bolej nie chavałi ad promniaŭ sonca. Nabłiziŭšysia da padziemnaha pierachodu, Hnajok adčuŭ, što ad śpiakoty ŭžo mucicca ŭ hałavie. Pa śpinie biahuć ručai potu. Ale jon dajdzie, jon pavinien damahčysia svajho, damahčysia spraviadłivaści, čaho b toje nia kaštavała! Pierad pierachodam sutyknuŭsia z niemaładoj žančynaj z doŭhimi, nia inakš naŭmysna zroblenymi, vyrazami ŭ spadnicy, praz jakija było amal całkam bačna jaje žyłistyje varykoznyja, niekałi, mahčyma, sapraŭdy pryhožyja nohi. Jana išła, prahna łoviačy pozirki sustrečnych mužčyn. Hetyje pozirki byłi jej patrebny dziela padtrymańnia ŭłasnaj upeŭnienaści ŭ zachavanaj pryhažości. Hety mit nie mahłi raźviejać navat ździekłivyja śmieški padletkaŭ za śpinoj. Kałi ŭ pole zroku trapiŭ Hnajok z rybnym pakietam u rucie, jaje tvar niepryjazna pakryviŭsia. Jaho pozirk byŭ joj nia patrebny. Na leśvicy dychać zrabiłasia zusim ciažka. Siudy ściakałisia vychłapnyja hazy ad mašyn, što ruchałisia biaskoncaj płyńniu, na momant spyniajučysia pierad svietłaforam na pierakryžavańni. Nieviadoma, jak vytrymłivaŭ ceły dzień hetu vuhlekisłatu małady žabrak, što siadzieŭ, schavaŭšy brytuju hałavu pamiž kalenaŭ, na prystupkach sa svajoj kardonnaj karobkaj, prykidvajučysia psichična chvorym. Adnak u samim pierachodzie pad kamiennym sklapieńniem była pryjemnaja prachałoda. Tut było šmatludna, ludzi taŭkłisia ŭzdoŭž pryłaŭkaŭ knižnych handlaroŭ. Hnajok vielmi chacieŭ tut zatrymacca, chacia b na paru chviłinak, ale treba było kročyć dalej, Dziam’janavič u padziemnym pierachodzie nia znojdzie. Jon znoŭ vyjšaŭ na raskaleny asfalt. Josć budynki, što stajać dziesiacihoddziami i vyhladajuć jak novyja, josć damy, jakija zaŭsiody ramantujuć, pačynajučy ad samaha momantu zaviaršeńnia budoŭłi. Napeŭna niejkije vyšejšyja siły praciviacca ich uźniknieńniu mienavita na hetych miescach. Pabudavanyja nie na svaich miescach damy, nibyta miortvanarodžanyja, hnijuć zažyva ŭvieś čas svajho isnavańnia, pastupova razburajučysia. A mahčyma na ich upłyvajuć svajoj karmaj tyje ludzi, što pastajanna znachodziacca ŭnutry. Hetyje damy nia ŭratoŭvaje ani kasmietyčny, ani kapitalny ramont. Nie paśpiejuć skončyć z adnaho boku – z druhoha ŭžo znoŭ advalvajecca štukaturka, ciače dach. I hetak biaskonca. Takim byŭ budynak abłvykankamu. Ramont zvonku j znutry praciahvaŭsia, napeŭna, usie hady, što jon isnavaŭ, pry ŭsich uładach. Hnajok dajšou siudy, tak i nia sustreŭšy nidzie na vułicy Piatra Dziam’janaviča. Sonca siońnia piakło mocna, užo nie pa dobramu, zusim nia tak, jak učora na bieražku. Ciahnucca pa vułicy znoŭ bolej nie stavała mocy. Jon vyrašyŭ pačakać čynoŭnika kala miesca jaho pracy. Heta budzie viarniej usiaho. Niaščasny nia viedaŭ, što sieńnia vychadny dzień, a Piatro Dziam’janavič, uvohule, pravodzić zaraz svoj adpačynak niedzie daloka na poŭdni. Hnajok adčuŭ mocnuju stomu, kružyłasia hałava. Jon prysieŭ u cieniu na łaŭku ŭ skvieryku nasuprać abłvykankamu. U prachałodzie pastupova dumki supakoiłisia, jon pačaŭ razumieć, što zatrymłivacca tut nadalej robicca niebiaśpiečnym. Im voś-voś pavinny zacikavicca miłicyjanty, tamu jak jon svaim vyhladam nie adpaviadaje hetamu miescu, i, naŭohuł, kałi razabracca, pa viałikamu rachunku, svaim isnavańniem nie adpaviadaje sučasnamu žyćciu, jakoje imkniecca zaraz da ŭsio bolšaha vonkavaha ŭpryhožvańnia j źniešniaj bačnaści dabrabytu. Jon pačaŭ nervavacca, adčuvaŭ, što kožnaja chviłina jaho znachodžańnia tut nabłižaje momant z’jaŭleńnia naradu achoŭnikaŭ paradku. Ale ž vychodzić z cieniu pad biazłitasnyja promni sonca, adnolkava jak i sustrakacca z miłicyjantami, taksama nie chaciełasia. Nadzieju sustrenuć Piatra Dziam’janaviča jon užo kančatkova straciŭ. «Para!» - narešcie vyrašyŭ Hnajok j šturchnuŭ svajo zmučanaje cieła z-pad vyratavlnych hałin dreva na letniaju śpiakotu. Nie paśpieŭ prajści dziasiatak-druhi krokaŭ u nakirunku da prypynku hramadskaha transpatru, jak adčuŭ, što kroŭ u hałavie iznoŭ zakipaje. Adnak, usio roŭna, tryvaje jon pakutu albo nie, jana josć i u toj ža čas, heta jamu zusim abyjakava, usio abyjakava…
Napieradzie pačułisia niejkija huki, rezka kantrastujučyja sa zvyčajnym haradskim šumam. Hnajok pryhledziŭsia: nasustarč ad carkvy išoŭ niezvyčajna apranuty stary. Uźnikšy spačatku, jak miraž u kałychańni śpiakotnaha pavietra, pryvid akazaŭsia całkam rečaisnym. Jon kročyŭ upeŭniena, šyroka pierastaŭlajučy nohi ŭ viałikich humavych botach, dapamahajučy sabie kijem, z zajzdrosnym sprytam dla svajho ŭzrostu. Druhoj rukoj trymaŭ panošany miašok na plačy. Raźviavałisia brudnyja pały doŭhaha zialenaha płašču. Na palcach srebram błiščełi viałiznyja piarścienki, u jakich pry błižejšym razhladzie možna było paznać hranienyja nikielavanyja hajki ad vadapravodnych kranaŭ. Zmorščany tvar upryhožvała paradzieŭšaja sivaja barada kłinam. Hałavu «pieršaśviatara» viančaŭ vysoki camarobny kłabuk z vyjavaj vifłijemskaj zorki dy blakłaj ikonkaj. Stary ŭhołas štości viaščaŭ, tryzniŭ, pierakryvajučy šum aŭtamabilaŭ. Hnajok razabraŭ słovy: - Praklen pryniałi, Jepanamu Rtu pakłoniciesia! Starac lamantavaŭ, časam uzvyšaŭ hołas nastolki, što słovy razabrać było niemahčyma. Jon spyniŭsia na tralejbusnym prypynku j pry natoŭpu ludziej pačaŭ z novaj siłaj: - Ad Chrysta-boha adrakłisia-adstupiłisia, judy-zdradniki! Ciapier pryjdzie čas - Jepanamu Rtu nieadnojčy pakłoniciesia! Vusnami brudnymi ŭžo zaraz jamu štodnia prysiahajecie! Cudy buduć, śviedčańni…Pamierłyja paŭstanuć… Usio, što skazana, adbudziecca! Usie asudžany! Ad dzieda zychodziŭ vielmi niepryjemny pach, charakterny dla asobaŭ biaz peŭnaha miesca žycharstva. Koła stajačych na prypynku mižvołi pasunułusia ad jaho, tamu chutka Hnajok zastaŭsia adzinym udziačnym słuchačom «prapaviednika». Jon nia zvažaŭ na pach, starana słuchaŭ, imknuŭsia razabrać kožnaja słova, što było davołi niaprosta, bo ŭ staroha zusim adsutničała choć jakaja-niebudź dykcyja. «Śviaty» prosta kidaŭ u pavietra słovy, jak spražniaŭsia, nie kłapociačysia ab ich hučańni, nibyta isnavaŭ u niejkim svaim śviecie, asobna ad svajho hołasu, jaki hučaŭ u hetym mituśłivym śviecie niezrazumiełym praroctvam dla nasialajučych jaho hrešnikaŭ. Hnajok uvažłiva łaviŭ kožnaja słova, što zryvałasia z vusnaŭ dziŭnaha dzieda, navat kožny huk, jaki tak j nia zdoleŭ nabyć zavieršanuju formu słova. Jamu zdavałasia, što jen užo pačaŭ razumieć štości vielmi značnaja, bačyć patajemny sens. Jaho pakinuła achapiŭšaja było biaźmiežnaja kryŭda na ŭvieś śviet, na dušy zrabiłasia lehka j pryjemna. Razam z hetym j cieła adčuła palohku, nibyta niekudy raptoŭna źnikła śpiakota. Stary zmoŭk, pažavaŭ biazzubym rotam, niečamu, zdajecca, zahadkava paśmiachnuŭsia, i pakročyŭ chadoj byvałaha vandroŭnika dalej praz vułicu na čyrvony syhnał svietłafora, razmašysta vykidajučy daloka napierad ruku z draŭlanym kijam. Hnajok, jak začaravany hladzieŭ jamu naŭzdahon. Spačatku jaho žadańniem było nakiravacca za starym, ale jen zrazumieŭ, što pačuŭ užo ŭsio, što było nieabchodna. Chvalapadobnyja nierazborłivyja ŭskrykvańni dzieda danieśłisia z taho boku vułicy. Hnajok pastajaŭ jašče krychu j, byccam apamiataŭšysia, zaśpiašaŭsia preč z centru ŭ miły sercu roŭ. Jen adčuŭ, što zaraz jamu patrebna mienavita tudy. Prajšoŭ praz natoŭp la charčovaha rynku. Niepryjazna ahledziŭ kampaniju ciemnatvarych ludziej nietutejšaha pachodžańnia. «Čurki» niešta abmiarkoŭvałi miž saboj, aktyŭna žestykulujučy, hučna hyrhatałi na svajoj movie, nia źviartajučy ŭvahi na vałacuhu. Dalej vułica zrabiłasia zusim niešmatludnaj dy cichaj. Jano zrazumieła, Hnajok nabłižaŭsia da rovu. Jon prahnuŭ spakoju i roŭ abiacaŭ hety spakoj. Začynienaja hramadskaja łaznia. Dobra, što začynienaja, a to było b mahčyma sustreć kaho-niebudź ź łiku niepažadanych znajomych asobaŭ, što byvała handlavałi tut biarozavymi dy dubovymi vienikami. Zaraz hetyje sustrečy jamu byłi zusim nie patrebny. Hnajok ubačyŭ vadapravodnuju kałonku i adrazu ž adčuŭ mocnuju smahu. Jon pakutvaŭ ad jaje ŭvieś čas, ale, napeŭna, dahetul nia ŭśviedamlaŭ, bo dumki zajmała niešta inšaje. Prypaŭ rotam da šumłivaha strumienia, doŭha piŭ, prahna hłynajučy sciudzionuju vadu. Natałiŭšy smahu, nakiravaŭsia dalej uniz pa razrytaj vułicy, jakuju budaŭniki nie pałičyłi patrebnym zasypać paśla prakładki truby ŭ tranšei. Za draŭlanymi płatami zachodziłisia brecham sabaki, pačuŭšy jaho kroki. Nasustrač na ŭzdym, ciažka dychajučy, ledź pierastaŭlajučy nohi, prabiehłi dźvie potnyja rasčyrvaniełyja dziaŭčyny ŭ spartyŭnych kaściumach. Hnajok akazaŭsia pieraškodaj na ich šlachu i jany, nia chavajučy svajoj ahidy dy razdražnieńnia, abminułi jaho, pryhłušana macierna vyłajaŭšysia. Narešcie jon apynuŭsia na dnie rovu. Vakoł bujała zialonaje carstva – poraści chmyźniaku, travianyja dyvany na pahorkach. Nieviałikuju rečku tut raskapałi ŭ šyryniu. Planavałasia, kałi-niebudź zrabić vadaschovišča, dobraŭparadkavać bierahi. Pakul što zakančeńnia raspačataj hod dziesiać tamu budoŭłi nia było bačna. Tam-siam z ziamłi tyrčełi bietonnyja svai, iržavieŭ pakinuty ekskavatar-drahlajn z vybitym škłom u kabinie. Na vysokim nasypu, što pierasiakaŭ roŭ, prahrukataŭ ciahnik. Jašče vyšej u niebie nieruchoma zastyłi redkija biełyja abłoki. Zrabiłasia vielmi samotna. Hnajok nia lubiŭ hety horad, hetuju cyviłizacyju, hetaje žyćcio. Jano zaŭždy było varožym da jaho. Tolki tut, u rovie mahčyma było adpačyć ad nacisku hetaj varožaści, tut značna słabiejšym rabiłasia adčuvańnie stanu pryhniečanaści. Hnajok nabłiziŭsia da vady. Niejki čas zadumłiva hladzieŭ na jaje. Dastaŭ svoj učorašni ŭłoŭ i vyplasnuŭ u rečku razam z naciekšaj brudnaj rudavataj smiardziučaj vadoj z miašku. Ryby ŭspłyłi biełymi bruchami kvierchu. Hnajok hladzieŭ na ich nia mirhaja. Pavierchnia vady kałychnułasia, adlustravańniem błisnuŭ pa vačach soniečny pramień. U jaho krychu zakružyłasia hałava, zdałosia, nibyta heta ŭsia prastora vakoł jaho pavolna kałychnułasia. Raptam adna, potym druhaja, śledam za jej astatnija rybiny ŭzdryhnułi, pieraviarnułisia, raspraviłi svaje płaŭniki. Zavarušyłisia, žvava vyhinajučysia, zapracavałi žabrami. Zrabiłi niekalki ŭzmachaŭ chvastami j pavolna pajšłi ŭ hłybiniu, źnikajučy ŭ toŭščy ciemnaj vady. - Voś jano, adbyłosia, - zrazumieŭ Hnajok, - Jepanamu Rtu pakłaniłisia… Z pakieta, jaki jon trymaŭ u rucie, na ziamlu ŭpała niekalki kropiel pratuchłaj vady.
* * *
- Ach ty, suka! – skroź ścisnutyja zuby, sa ščyraj nienaviściu złosna vymaviŭ brat «aŭhanca», što chavaŭsia niepadalok u chmyzniaku za śpinoj Hnajka, i vyciahnuŭ z kišeni składny nožyk.
Postscriptum:Vyhlad značnaj kolkaści apisanych tut miascin zaraz źmienieny da niepaznavalnasci biazłitasnym dobraŭparadkavańniem i sučasnaj zabudovaj.
|